To dziś...dziś jest święto ludzi, którzy pożegnali się z tym światem...moze teraz jest im lepiej...może są...a moze i nie... któż to wie...Przeszlam się dzisiaj zamkową aleja cmentarza...tyle ludzi...tyle ludzi chodzilo dokola mnie, byli tak blisko, a jednak tak daleko...Ci ludzie...w większości to samo parodianci...przemierzają niekiedy mnóstwo kilometrów, żeby tu dotrzeć...i co? bezmyślnie wyklepia 3 zdrowaśki, coś sprzątną, grabną, rzucą plomyk i idą dalej...pelna automatyka...i slychac tylko <<Boze miej go w swojej opice Jasiu nie baw się zapalkami, amen>> albo <<To ile na jeszcze zostalo grobów? 3? to szybko, bo zimno sie robi, a jeszcze trzeba zupe na gaz nastawić>>lub też <<Ziomal zarzuc no tym zniczem, rekawiczka będzie jak w morde strzelil>> Ja się tylko pytam grzecznie czy naprawde ta cala komedia jest potrzebna? Czy jest tylko po to, zeby zarobili Ci co mieli zarobic, żerujac na ludzkich uczuciach? Czy po to żeby odbębnić na odpiernicz coś co zaczęo być tradycją? Czy po to ze tak trzeba? Czy moze to jest po prostu kolejna okazja by spotkac sie ze znajomymi, jakoś inaczej spedzić wieczor, bo klimacik i wogole...I jeszcze - tak na marginesie - komu to ma pomóc: nam czy "im"? Może obydwu stronom?
Tak naprawdę nikt tego chyba nie wie...ludzie od wieków kultywowali zmarlych..czyżby wiedzieli więcej niz my?
Faktem jest jednak, ze w dniu dzisiejszym mój sasiad -cmentarz, przestal być oazą zadumy, spokoju, kojącej ciszy...a stal sie targowiskiem pelnym przekupek, gwarny, tlumny, obcy...nie takim go lubie...nie takim...
Przeszlam się nim jednak raz jeszcze...wieczorem....sama...przeszlam wśród malutkich cieplych swiatelek rozświetlających ciemność, napawających spokojem i poczuciem bezpieczeństwa...przeszlam miajac tych wszystkich ludzi, te wszystkie miejsca, nie myśląc o niczym... przeszlam perfidnie pasożytujac na pieniądzach tysiąca ludzi zainwestowanych w znicze po to by prostu iść...myśleć...czuć...być.....